Są świetne, a poza tym wyglądają jak nowe, lepiej trafić nie mogłam :) Co więcej, są bardzo wygodne, jak na buty z tak wysokim obcasem. Moje mają 12 cm + 4 platforma. Na razie ćwiczę chodzenie w domu, w każdym razie nie po dywanach bo łatwo skręcić kostkę. Według mnie idealnie pasują np. na imprezę czy na sesję zdjęciową, gdyż pięknie podkreślają nogi. Wcale nie uważam ich za toporne jak wiele dziewczyn uważa. Ja jestem bardzo zadowolona. Pierwszy poważny test w sobotę na imprezie urodzinowej mojej mamy! :D
czwartek, 11 czerwca 2015
Lity!
Czyli moja miłość :) Od dawna marzyły mi się botki "lity" koniecznie czarne z brązowym drewnianym obcasem! Długo zbierałam się żeby je kupić, chociaż tyle dziewczyn je zachwalało za wygodę i ogólnie styl. W końcu zdecydowałam się kupić je na Vinted, bo tak jest najtaniej.
sobota, 16 maja 2015
REMONT ŁAZIENKI
To dziś!!! Nie wierzę, że dożyłam! Dziś oficjalnie zakończyły się prace w łazience i po równych 5 tygodniach wszystko wreszcie zostało zrobione :) Zostały tylko detale, takie jak zamocowanie półki nad drzwiami, uchwytów do ręczników i papieru, takie tam duperele :D Ale Najważniejsze już zrobione.
Zacznę może od tego jak łazienka prezentowała się przed remontem:
Zacznę może od tego jak łazienka prezentowała się przed remontem:
Ogółem koszmar. Stare drzwi, które okropnie trzaskały, wanna, tapeta na ścianach (o zgrozo!!!), wykładzina PCV na podłodze (o zgrozo again!!!), kompletnie psujący wystrój grzejnik (już zardzewiały w środku zresztą), psujące się wc i niezbyt modne już szafki. Brakowało mi w tej łazience umywalki... Poza tym nieestetycznie wyglądała cała instalacja wodno-kanalizacyjna na wierzchu... Rury, zawory... Główny zawór odcinający wodę do całej łazienki nie trzymał wody, zatem wołał o wymianę.
Jedno małe zdjęcie przedstawia stare okno (to, które ma podziałkę między częścią stałą na górze i otwieraną na dole).Wymieniliśmy je na nowe pod koniec lutego razem z nowym parapetem konglomeratowym dopasowanym do koloru płytek).
Na początku były plany wstawienia zamiast tej wanny asymetrycznej kabiny prysznicowej (np. o wymiarze 80x100 cm) z głębokim brodzikiem, który pełniłby w pewnym sensie funkcję wanny. Szybko jednak okazało się, że po zabudowaniu rur od pionu za pralką łazienka znacznie się zmniejszy i takie rozwiązanie będzie niemożliwe. Zdecydowaliśmy się więc na zwykłą kabinę prysznicową o wymiarach 80x80 cm z brodzikiem o wysokości 15 cm. Ale o prysznicu później. Przede wszystkim trzeba było przebudować całą instalację wodno-kanalizacyjną pod kabinę, umywalkę i pralkę a także zmienić na nowy zawór, o którym już wspomniałam. Ponadto instalator stwierdził, że nie potrzebujemy korzystać z dwóch pionów wodnych więc zaślepił rurę od pionu wodnego przy wc. Przez pierwszy tydzień prac zerwane zostały też tapety i część podłogi ukazując kompletnie nierówne ceglane ściany i podłogę. Od razu po ułożeniu od nowa rur została wstawiona płyta gipsowo-kartonowa (nazwijmy ją GK żeby było łatwiej:) ). Teraz co nieco o suficie. Mieszkamy w starej kamienicy, więc pomieszczenia są wysokie. Mieliśmy też problem z częstym odpadaniem farby zwłaszcza przy oknie. Dlatego zdecydowaliśmy się na sufit podwieszany. Przez pierwszy tydzień zamontowany został stelaż na taki sufit. Wtedy też musieliśmy zdecydować się na ułożenie lampek sufitowych. Wybraliśmy małe światełka LED montowane bezpośrednio w suficie. Pierwszy tydzień był potwornie ciężki, hałas, brud i trzeba było przyzwyczaić się do mycia w misce i zlewie kuchennym. WC na szczęście po wyjściu ekipy remontującej było sprawne i dostępne. Oto postępy po 1 tygodniu prac:
Drugi tydzień to czas już takich bardziej wizualnych zmian. Stelaż na sufit został wypełniony płytami GK, ułożona została instalacja elektryczna zarówno w ścianie jak i w suficie i zaczęły się zabudowy. Najpierw ścianka gdzie będzie prysznic. Ponieważ rury robią nad podłogą dziwne kolanko (wtf? nie wiem kto to układał...) nie można było z tym nic zrobić i zabudowa zaczynała się dopiero za tym kolankiem.Ściana ta była też za krótka na naszą kabinę i trzeba było ją nieco przedłużyć przez co ubikacja stała teraz w takim zakątku (wg mnie to bardzo przytulne ;] ). Większość ścian została też przygotowana pod płytki i pod koniec drugiego tygodnia ściana na lewo od drzwi zaczęła zapełniać się płytkami. Sufit został pomalowany na biało. Szef naszych prac zabrał się też za drzwi. Wyłamał ościeżnicę od wewnątrz mówiąc, że resztę zrobi dopiero po weekendzie żeby nie pozbawiać nas drzwi na niedzielę. Postępy:
W trzecim tygodniu zostaliśmy pozbawieni drzwi, zamiast których założyliśmy sobie zasłonkę. Ponadto pojawiło się znacznie więcej płytek na ścianach. Ruszyła także zabudowa rur za wc. Była to tzw. wyższa szkoła jazdy zatem trochę to szefowi zajęło, ale efekt jest tego wart, co zobaczycie na zdjęciach poniżej. Przez te zabudowy trzeba było odczepić od podłogi sedes, a nie było sensu specjalnie wiercić dziur w nowym miejscu, postawili nam go na podłodze bez mocowań. Musieliśmy więc uważać żeby go nie przewrócić przy siadaniu ;D. Na jednym ze zdjęć poniżej możecie też zobaczyć miejsce na zawór do całej łazienki i licznik wody. Tego nie wolno zabudować, musimy teraz pomyśleć nad jakąś zdejmowaną obudową być może z płyt drewnianych lub GK. Wywiercone zostały też dziury na lampki w suficie.
Czwarty tydzień prac to baardzo wiele zmian. Przede wszystkim DRZWI! OMG! Zakochałam się w nich, są urocze, w sam raz do łazienki. Niewielkim problemem było to, że sprzedali nam klamkę do drzwi lewych, a my mamy prawe (chodziło o zamek), ale szef szybko się tym zajął. Poza tym ułożone zostały wszystkie płytki na podłodze i rozpoczęło się fugowanie. W sobotę też zamontowany został brodzik pod kabinę co ogromnie mnie podekscytowało, bo wiedziałam że pierwsza kąpiel już blisko. Odmalowana została też ściana przy drzwiach na korytarzu. Założona została jedna lampka na suficie (widać na zdjęciu). Z płytek na ściany została jedynie zabudowa za wc oraz maleńkie fragmenty wkoło okna, gdyż to było najbardziej problematyczne.
No i wreszcie piąty tydzień... W środę kabina była już cała zmontowana i uszczelniona więc można było się wreszcie wykąpać. Najlepsze, że było to 13 maja. A dokładnie miesiąc wcześniej, 13 kwietnia rozpoczęliśmy remont. Oczywiście przy takich pracach z armaturą mieliśmy "szczęście" do problemów. Zaczęło się od umywalki. Okazało się, że syfon nie dosięga do odpływu i szef musi załatwić przedłużkę. Do tego uchwyt na słuchawkę w kabinie był błędnie wykonany i szef musiał sam nawiercić jeden z otworów mocujących. Dodam, że nie kupiliśmy taniego badziewia tylko markowy uchwyt z wyższej półki... Potem następnego dnia wyszło, że umywalka ma za duży otwór i bateria "lata". Musiał do tego użyć uszczelki z syfonu, przez co nie mógł w pełni zmontować umywalki. Ale żeby było jeszcze śmieszniej, szef zabrał się za montowanie nowego sedesu, wywiercił otwory i doszedł do tego, że wężyk doprowadzający wodę nie pasuje... No ludzie! To się nazywa pech. Te dwie ostatnie rzeczy wyszły wczoraj, więc dzisiaj jeszcze o 8 rano ekipa wpadła, zamontowali umywalkę i ubikację no i wreszcie...!!! W środę instalator zamontował też nowy grzejnik. Zamontowane zostały szafki wiszące, lustro, półka, kinkiety, reszta lampek sufitowych, gniazdka i włączniki. Płytkarz skończył też układanie płytek na sedesem.
EFEKT KOŃCOWY:
Pralkę wstawiliśmy sami wczoraj, od razu też sprawdziliśmy i działa :). Ogólnie ja jestem baaardzo zadowolona. Z brzydkiej łazienki typowej dla starego budownictwa zrobiliśmy nowoczesną piękną jasną łazieneczkę do której wchodzi się z przyjemnością. Ponadto jest bardzo funkcjonalna. Pralkę zostawiliśmy tę samą, gdyż mamy ją dopiero 2 lata i bardzo dobrze się sprawuje.
Jeśli chodzi o firmy:
-kabina prysznicowa marki Huppe, syfon Viega
-bateria prysznicowa oraz umywalkowa Hans Grohe
-panel ze słuchawką Grohe (tak, to ten z jednym otworem...)
-szafki, umywalka, ubikacja (z deską wolnoopadającą - koniec z trzaskaniem!) - Cersanit
-kaloryfer łazienkowy Purmo
-drzwi z ościeżnicą regulowaną kupione w markecie Leroy Merlin
-płytki na podłogę i na ścianę kolor: Aceria Krem firma Tubądzin, kupione w Leroy Merlin
-fuga: kupiona w Castoramie kolor mniej więcej karmel (jeżeli koniecznie chcecie wiedzieć, możecie napisać w komentarzu, dokopię się do dokładnej nazwy producenta i koloru)
-kinkiety i lampki kupione w markecie OBI, lustro prawdopodobnie też
-włączniki i gniazka Legrand
-okno + parapet firma MIROX (zamontowane 28.02.15)
-półka pod lustrem ze sklepu internetowego jak cała reszta jeszcze niezamontowanych akcesoriów
Co do kosztów... Naprawdę nie chciałabym ich zdradzać więc nie naciskajcie. Małe nie były. Chyba że same macie w planach podobny remont, ale nie podam tego w komentarzach, mogę ewentualnie w wiadomości prywatnej. Jak Wam się podoba? :-)
środa, 13 maja 2015
Yves Rocher Comme Une Evidence woda intensywnie perfumowana - recenzja.
Tę wodę perfumowaną dostałam w prezencie od rodziców na Boże Narodzenie 2013. Kupiona była na promocji, za ok. 120 zł. Od razu wiedziałam, że tak drogiego zapachu nie mogę zużyć na byle okazje, więc odłożyłam go na bok, żeby nie kusił. Pierwszy raz użyłam go na studniówkę. I muszę przyznać, że czułam go przez całą imprezę, a ponadto wyczuwalny był przez osoby w moim otoczeniu. Jest mocny, ale nie duszący, co bardzo sobie cenię w perfumach. W tej chwili mam zużyte niecałe 1/4 objętości, bo nie chcę go zmarnować. Dla wzmocnienia efektu można też spryskać delikatnie ubranie (nie zostawia żadnych śladów!). Podoba mi się w nim też śliczne opakowanie, zarówno flakonik jak i kartonik (mam taką manię, że wszystkie perfumy trzymam w kartonikach). Zatem za tę cenę warto. Widziałam że Yves Rocher ma inne kosmetyki o tym zapachu, jednak są bardzo drogie... Ogromnie się cieszę, że mogłam go wypróbować i być może kupię nowe opakowanie, chyba że znajdę zapach, który spodoba mi się jeszcze bardziej.
Original Source żel pod prysznic wanilia&malina - recenzja.
Ponieważ dzisiaj po miesiącu wreszcie będę mogła wykąpać się we własnym domu pod nowiutkim prysznicem, postanowiłam zaprezentować Wam żel, który towarzyszył mi przez ostatni miesiąc kiedy odwiedzałam prysznice koleżanek i rodziny. Był to Original Source o zapachu wanilii i maliny. Mi osobiście ten zapach bardzo przypomina truskawkowego shake z Mc Donnalda oraz lizaka Chupa Chups a smaku śmietankowo-truskawkowym. Do tej pory miałam do czynienia tylko z płynem do kąpieli o tym zapachu i już byłam zadowolona, głównie z powodu zapachu, oraz piany jaką tworzył w wannie. Natomiast żel pachnie tak samo niebiańsko jak płyn, super pieni się na myjce, znacznie umila kąpiel wypełniając kabinę oraz łazienkę odświeżającym zapachem.Bardzo długo czuć go na skórze. W przypadku płynu był to krótki czas. Skóra po kąpieli staje się miękka i nawilżona. Poza tym po każdej kąpieli z nim miałam uczucie takiego wielkiego orzeźwienia, ale może dlatego, że brałam prysznic po kilku dniach lekkiego odświeżenia się w misce. Dlatego może to zbyt subiektywna opinia z tym orzeźwieniem. Z czystym sercem mogę polecić Wam ten żel :) 10/10!
środa, 6 maja 2015
Swop #299 DressCloud
Witajcie <3
Dzisiaj pokażę Wam mojego ostatniego swopa, który wygrałam na mojej ukochanej różowej stronce :) Długo czekałam aż się pojawi, poprzedni wygrałam w sierpniu '14, a ten w kwietniu '15. Dałam za niego sporo, ale bardzo mi na nim zależało. Za przesyłkę oczywiście nic nie płaciłam, paczka doszła do mnie w przeciągu 3 dni od wygranej. Oto jak swopik się prezentuje:
Dzisiaj pokażę Wam mojego ostatniego swopa, który wygrałam na mojej ukochanej różowej stronce :) Długo czekałam aż się pojawi, poprzedni wygrałam w sierpniu '14, a ten w kwietniu '15. Dałam za niego sporo, ale bardzo mi na nim zależało. Za przesyłkę oczywiście nic nie płaciłam, paczka doszła do mnie w przeciągu 3 dni od wygranej. Oto jak swopik się prezentuje:
Zapakowany był w kopertę oraz w folię, dzięki czemu wyglądał jak prezent :)
W skład mojego trzeciego już swopa wchodziły:
-maska z tkaniny Sephora
-balsam do ciała Treaclemoon malinowy
-urocza myjka Forever21 ze świnką :D
-korektor do paznokci Essence
Po raz drugi otrzymałam też serduszko z gratulacjami od Administracji. To bardzo miłe :) Najbardziej w tym swopie zależało mi na maseczce, od dawna chciałam je wypróbować. Poza tym cieszyłam się też, że mogę wypróbować niedostępną w moich drogeriach markę Treaclemoon. Myjka ze świnką bardzo mnie zauroczyła i nie tylko mnie :) Natomiast korektor był dla mnie nowością, do tej pory nie miałam okazji przetestować czegoś takiego.
Zacznę może od maski.Posiada ona wyciąg z kwiatu lotosu i ma działanie odświeżające i nawilżające. W 100% się z tym zgadzam. Maskę trzeba ostrożnie wyciągnąć z saszetki i nałożyć na oczyszczoną twarz na 15 minut. Muszę przyznać, że trochę kleiły mi się po niej ręce. No i jest bardzo delikatna, łatwo ją rozerwać. Po 15 minutach zdjęłam maskę i delikatnie otarłam twarz ręcznikiem. Niesamowite uczucie. Skóra stała się miękka, nawilżona i gładka. Ponadto odniosłam wrażenie jakbym dopiero co wstała z łóżka (oczywiście wyspana :] ). Zatem zdecydowanie mogę polecić Wam tę maskę. Ja na pewno wypróbuję też wariant z zieloną herbatą.
Balsam do ciała Treaclemoon o zapachu malinowym skradł moje serce od pierwszego użycia. Zazwyczaj nie przepadam za malinowymi smakami/zapachami, ale ten to wyjątek. Nie czuć w nim żadnej chemii, ponadto dobrze nawilża skórę, a zapach jest wyczuwalny jeszcze przez parę godzin. Ogromnie żałuję, że nie mogę wypróbować innych kosmetyków tej marki, bo są naprawdę świetne!
Myjka...:3 Znana jest mi marka Forever21, na DressCloud widziałam już parę innych myjek i gąbek. Świnka jest naprawdę cudna, mięciutka i starannie wykonana. Zauroczyła nie tylko mnie, ale też panów, którzy remontują mi łazienkę :D Cóż, uważam, że po zakończeniu remontu myjka ta będzie genialnie się prezentować w nowiutkiej kabinie prysznicowej :)
Korektor do paznokci Essence to dla mnie miłe zaskoczenie. Nigdy nie wierzyłam w te wszystkie korektory, pisaczki do poprawek przy malowaniu paznokci. Ten jest rewelacyjny. Łatwy w użyciu dzięki wygodnej formie pisaka, ma wąską końcówkę, dzięki czemu można wszędzie łatwo dojechać. Szybko usuwa niedoskonałości manikiuru. Przyczepić mogę się tylko do dwóch rzeczy: po pierwsze duszący, chemiczny zapach. Śmierdzi gorzej niż niejeden zmywacz do paznokci. A po drugie - końcówka bardzo szybko zabarwia się od lakieru. Są jeszcze trzy wymienne, ale jeżeli ktoś często maluje paznokcie i często wyjeżdża to raczej nie wystarczy to na długo. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam go wypróbować:)
środa, 29 kwietnia 2015
Yankee Candle zapach pink dragon fruit
Dzisiaj z nieco innej beczki, a mianowicie woski <3 Zapach smoczego owocu to w ogóle mój pierwszy, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z woskami. I jak wiele straciłam! Koszt takiego wosku waha się w granicach 6-8 zł, ja kupiłam chyba za 7 zł w stacjonarnym sklepie w Poznaniu Yankee World. Cena według mnie jest dobra, ponieważ taki wosk spokojnie wystarcza na bardzo długo. Można podzielić go na pół, na cztery części lub nawet więcej (jak ja to robię). Nawet z małego kawałeczka można uwolnić intensywny aromat wosku.
Jeśli chodzi o ten konkretny zapach, urzekło mnie w nim to, że jest mocny, ale nie duszący i bardzo słodki. Zatem jeśli już mi się skończy na pewno kupię następny.
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Trochę o moich włosach.
Teraz napiszę co nieco o sobie. Mam 20 lat, jestem urlopowaną studentką na UAM w Poznaniu, mój kierunek: filologia rosyjska z angielską (tak, dwie filologie na raz!), profil pedagogiczny. Nie trudno się domyślić, że jako swoją przyszłą karierę widzę nauczycielkę w liceum. Na moim wydziale nie ma kontynuacji tego kierunku po licencjacie i będę musiała wybrać między rosyjskim a angielskim. Oczywiście wybiorę język angielski, a rosyjski ewentualnie zrobię kiedyś, jeżeli będzie mi się chciało :)
Poza tymi językami obcymi interesuję się kosmetykami, modą, a z mniej kobiecych rzeczy lubię sporty: piłkę nożną i żużel.
Jeśli chodzi o mój wygląd, cerę, włosy itp. to: cerę mam tłustą, trądzik dalej mnie atakuje, ale na szczęście mniej niż parę lat temu. Mam uczulenie na kosmetyki marki Ziaja. Moja cera najlepiej współgra z marką Biały Jeleń. Ogólnie figura: mam 171 cm wzrostu (chciałabym więcej, ale cóż...), po chorobie schudłam do rozmiaru XS/S, co wcale mnie nie cieszy, bo w wielu rzeczach wyglądam jak w worku. Oczy mam brązowe, nie wiem za kim, mama ma niebieskie, tata jasno-piwne :)
Jeśli chodzi o włosy... naturalnie są pokręcone (ani loki, ani fale...), łatwo się puszą. Naturalny kolor to ciemna szatynka, ale od dawna farbuję. Dopiero niedawno zdecydowałam się z tym skończyć i wrócić do naturalnego. Zaczęło się od szamponetki "intensywna czerwień". Potem zachciało mi się pasemek i wyszło to nawet całkiem całkiem. Jednak już parę miesięcy potem rzuciłam na włosy czarną farbę. Miałam potem dłuższą przerwę i kiedy kolor już prawie się wypłukał, postawiłam kolejny raz na czerwień i nie zmieniało się to przez następne 2 lata. Potem coś mi odbiło i zabrałam się za kąpiele rozjaśniające, co było sporym błędem, bo mocno zniszczyłam włosy. Nosiłam rude włosy przez ok. 3 miesiące, a potem wrzuciłam farbę "czekoladowy brąz".
No, ale włosy to nie tylko kolor! Oczywiste jest, że nie mam zamiaru chodzić z szopą i dlatego pielęgnacja takich włosów to nie przelewki. Używam serii Nivea Straight & Gloss już od bardzo dawna i dzięki temu udało mi się już nieco ujarzmić moje niesforne włosy.
Poza tymi językami obcymi interesuję się kosmetykami, modą, a z mniej kobiecych rzeczy lubię sporty: piłkę nożną i żużel.
Jeśli chodzi o mój wygląd, cerę, włosy itp. to: cerę mam tłustą, trądzik dalej mnie atakuje, ale na szczęście mniej niż parę lat temu. Mam uczulenie na kosmetyki marki Ziaja. Moja cera najlepiej współgra z marką Biały Jeleń. Ogólnie figura: mam 171 cm wzrostu (chciałabym więcej, ale cóż...), po chorobie schudłam do rozmiaru XS/S, co wcale mnie nie cieszy, bo w wielu rzeczach wyglądam jak w worku. Oczy mam brązowe, nie wiem za kim, mama ma niebieskie, tata jasno-piwne :)
Jeśli chodzi o włosy... naturalnie są pokręcone (ani loki, ani fale...), łatwo się puszą. Naturalny kolor to ciemna szatynka, ale od dawna farbuję. Dopiero niedawno zdecydowałam się z tym skończyć i wrócić do naturalnego. Zaczęło się od szamponetki "intensywna czerwień". Potem zachciało mi się pasemek i wyszło to nawet całkiem całkiem. Jednak już parę miesięcy potem rzuciłam na włosy czarną farbę. Miałam potem dłuższą przerwę i kiedy kolor już prawie się wypłukał, postawiłam kolejny raz na czerwień i nie zmieniało się to przez następne 2 lata. Potem coś mi odbiło i zabrałam się za kąpiele rozjaśniające, co było sporym błędem, bo mocno zniszczyłam włosy. Nosiłam rude włosy przez ok. 3 miesiące, a potem wrzuciłam farbę "czekoladowy brąz".
No, ale włosy to nie tylko kolor! Oczywiste jest, że nie mam zamiaru chodzić z szopą i dlatego pielęgnacja takich włosów to nie przelewki. Używam serii Nivea Straight & Gloss już od bardzo dawna i dzięki temu udało mi się już nieco ujarzmić moje niesforne włosy.
Ze względu na to, że moje włosy są gęste, nie mogę zrezygnować z suszarki. Zanim jednak to, zawsze staram się spryskać włosy jakimś spray'em termoochronnym. Do tego jeszcze prostownica. Noszę prostą grzywkę zakrywającą całe czoło i tu nie ma zmiłuj, wyprostowana na amen musi być. Jeśli chodzi o resztę włosów, gdy miałam długie, wystarczyło zostawić je na noc lekko wilgotne, związane w ciasny warkocz, a rano układały mi się w śliczne fale:
Teraz, kiedy mam już bardzo krótkie i ledwo mogę kitkę zrobić, idzie przeżyć, zwłaszcza, jeśli 24h po myciu będę nosić je w dwóch kitkach. Mam teraz remont łazienki i myję włosy u koleżanek, gdzie nie mam czasu na siedzenie pół godziny z prostownicą. Zdecydowanie jednak wolę gdy moje włosy są wyprostowane. Łatwiej je wtedy rozczesać i lepiej się układają.
Niemal zawsze miałam długie włosy. Jedynie 3 lata temu postanowiłam je dość mocno ściąć i zostawiłam takie do obojczyków. Bałam się krótszych, bo nie wiedziałam czy dam radę potraktować je prostownicą. W końcu jednak naszła mnie odwaga. Kiedy? W listopadzie zeszłego roku. Poszłam wtedy do fryzjera i z długich do połowy pleców włosów zeszłam na boba. Tak!
Zmiana wg mnie na ogromny plus. Przede wszystkim chyba w takiej fryzurze jest mi bardziej do twarzy (wszyscy mi to mówią) no i mi jest wygodniej jeśli chodzi o mycie czy suszenie. Gorzej z prostowaniem. Ale jestem w stanie to przeżyć. Bardzo podobało mi się w tej fryzurce to, że włosy z przodu były dłuższe niż z przodu. Następną wizytę u fryzjera zaliczyłam pod koniec stycznia. Wtedy ścinała mnie inna fryzjerka i zrobiła to zupełnie inaczej. Boki zrobiła równo i zdecydowanie je uniosła.
I to wyglądało świetnie dopóki nie umyłam włosów... Ja nie mam w zwyczaju używać pianek itp. na co dzień, więc kompletnie mi się to przestało podobać. Teraz, gdy troszkę mi już odrosły, większość czasu noszę spięte w kitkę. Wizytę u fryzjera planuje na połowę maja, kiedy to skończy mi się wreszcie remont...
Ogółem, zastanawiałam się już, czy nie wrócić do długich, ale chyba jednak nie. Przy krótkich nie ma problemu z kołtunami i długiego siedzenia z suszarką i prostownicą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)